Po przeczytania opisu od wydawcy, ta historia wydała mi się smutna. Uczucie to spotęgował wstęp i pierwsze strony książki. Główny bohater nazywa się Piotr Natecki. Poznajemy go w momencie, gdy stracił ostatnią najbliższą mu osobę. Zginął jego starszy brat, który stanowił jego przeciwieństwo.
„Jakoś ciężko było pogodzić się z tym, że zginął. Przyjemnie było patrzeć na jego pewne, radosne i serdeczne życie. Zawsze dodawało to motywacji Piotrowi wiodącym szary, naukowy żywot. Brat zwykł go często upominać, że marnuje życie, bo za dużo myśli, zamiast po prostu żyć. Namawiał go, by żył teraźniejszością, ale Piotr nie potrafił, uciekając wciąż w marzenia o przyszłości.”
Jednakże to uczucie smutku zostanie rozwiane przez nadciągający zbieg dziwnych wydarzeń. Mamy wrażenie, że w życiu głównego bohatera to pierwszy taki szalony czas, w którym tak wiele niezrozumiałych i tajemniczych rzeczy zaczyna się dziać. Najpierw towarzyszy nam uczucie jakby wszystkie wydarzenia zmąciły poukładany świat niewidocznego, zwykłego stypendysty naukowego. A potem zaczynamy zwracać uwagę na powtarzającą się sekwencję słów, które namawiają naszego młodego naukowca do zarzucenia pracy nad swoim przełomowym odkryciem, któremu poświęcił swoje życie. Astrofizyk, naukowiec żyjący w samotności, badający przełomowe odkrycie, jest z tym zupełnie sam, z tą wiedzą i z odrzuceniem przez społeczeństwo. Przecież powinien być dla nas skarbem, a nie wyrzutkiem…
„Czyżby przeszkadzał mu blask gwiazd?
Inteligentny człowiek jest obecnemu społeczeństwu niepotrzebny, jest wręcz niechciany.”
Jednak wydarzenia, które dzieją się u Piotra to tylko tło dla słów wypowiadanych do społeczeństwa, do każdego człowieka któremu powinno zależeć na dobrym życiu, a nie tylko na konsumpcjonizmie i przetwarzaniu mało wartych dóbr w rosnące tony śmieci.
Autor tą książką wznosi się nad naszą codzienną egzystencją przypominając, które uczucia są ważne, by być lepszym człowiekiem. Ukazuje jak społeczeństwo karmi się złymi informacjami, a swoje sumienie uspokaja błahymi przejawami dobra nie zważając na rosnące w siłę zło. Rozmyśla nad problemami ludzkości, chce sięgnąć gwiazd, ukazać w jakim systemie żyjemy i jacy obojętni staliśmy się na to co się wokół dzieje. Ukazuje kim stał się dla nas drugi człowiek i jak mało znaczy w społeczeństwie głos naukowców, który zostaje stłamszony przez masy bardziej popularnych osób.
“Z jednej strony chwalą się wszystkim, co mają, wrzucając przepiękne zdjęcia na portale społecznościowe, a z drugiej- chcą zachować wszystko dla siebie. Tak jakby jeden człowiek był potrzebny drugiemu tylko po to, by móc mu pokazać, że jest od niego lepszym.”
Celem Autora jest wpłynięcie na czytelnika w sposób, który zmotywuje go do rozwoju. Myślę, że autorowi udało się to uczynić, bo problemy świata zgrabnie wplata w fabułę zwykłego zagubionego człowieka, którym jest każdy z nas.
Jeżeli chcecie na moment być bliżej blasku gwiazd obojętnych, bliżej wizji o lepszym świecie, który sami tworzymy, usiądźcie na kilka chwil poznając tę historię, która w delikatny, ale zdecydowany sposób wejdzie w wasz umysł. Przeczytamy o naszej codzienności, jednak przedstawionej w taki sposób, abyśmy chwilę nad nią pomyśleli. Słowa tej historii zasieją ziarno niepewności, co do pewnych rozwiązań, które uważamy za dobre lub co do których po prostu się przyzwyczailiśmy i ciągle z nimi żyjemy.
Autor ukazuje nam to wszystko po to, abyśmy obudzili się ze snu i zaczęli prawdziwie świadomie żyć. Nie napisał tego w przytłaczającej formie jednak sama rzeczywistość po zamknięciu książki zdaje się ciążyć bardziej niż zwykle.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Novae Res.
może moja opinia Was do tego skłoni.
tytuł: W blasku obojętnych gwiazd
autor: Maciej Dynieski
wydawnictwo: Novae Res
planowana data premiery: 2020-11-27
ilość stron: 98
ocena: 7/10
recenzja: Róża